MAM WRAŻENIE, ŻE ROBISZ STRASZNIE DUŻO RZECZY. NIE BOISZ SIĘ ZMIAN, WYDAJESZ SIĘ NIEZWYKLE ODWAŻNĄ OSOBĄ.
Może to odwaga, a może… jest to po porostu związane z budową mojego mózgu? Dość późno się dowiedziałam, że mam ADHD, teraz nawet podejrzewam Au-ADHD, czyli unikalne połączenie autyzmu z ADHD, choć na autyzm „nie wyglądam”. Wiesz, ADHD-owy umysł zazwyczaj lubi zmiany. A ja trochę je lubię, a trochę nie. Ale dzięki temu, że mam te dwa doświadczenia, umiem ludziom pomóc przechodzić przez zmiany, oswajać się z nimi, więc prowadzę na ten temat warsztaty w Studio 225 czy korporacjach. Wprowadzam też zmiany i je przechodzę razem z moimi coachee – czyli podopiecznymi coacha. Bo wiesz, zmianie towarzyszy nie tylko np. ekscytacja, ale też lęk i często… żałoba. Mówi się, że życie to ciągła żałoba, ale od pewnego momentu dostrzega się ją bardziej dojmująco. Ja po swojej diagnozie ADHD przeżyłam żałobę za rzeczami, których z neuroatypowym mózgiem nie będę mieć. I ten aspekt też dostrzegam, choć jestem osobą pełną wdzięczności, która widzi zazwyczaj szklanki do połowy pełne. Więc zmiana to dla mnie witanie się z czymś nowym.
Wspomniana przez ciebie odwaga życiowa wiąże się z pewnego rodzaju – niegdysiejszą - ADHD-ową brawurą, a teraz jest już raczej głębokim, przemyślanym nastawieniem do życia i korzystaniem z tego talentu do szybkiego przystosowania się i optymizmu. W moim życiu zmiany często są powodowane po prostu przypadkiem uznawanym za wskazówkę od losu. Przeprowadzka z Krakowa do Warszawy (i – bardzo dla ludzi niespodziewana - z powrotem), była decyzją dla mnie naturalną, choć wiem, że ludzie tak łatwo się nie decydują, żeby w miesiąc, dwa się zwinąć i pojechać gdzieś indziej. A ja – z umysłem jak kalejdoskop - lubię mieć różne życia w różnych miejscach.
OPOWIEDZ, CO TY W OGÓLE W ŻYCIU ROBIŁAŚ?
Zawsze chciałam być po prostu pisarką i poniekąd to realizuję, bo wydaję pod pseudonimem rozmaite powieści. Z wykształcenia jestem kulturoznawczynią, filmoznawczynią i medioznawczynią. Specjalizowałam się w kulturze popularnej, doktorat robiłam na amerykanistyce, studiowałam w Londynie, w Nowym Jorku i na Uniwersytecie Jagiellońskim. Na początku swojej drogi myślałam, że będę akademiczką, bo jestem dobra w uczeniu i narracjach. Ale druga część „kariery”, czy też życia, przyszła, kiedy pracowałam przy organizacji Miesiąca Fotografii w Krakowie – czyli po pierwsze praca ze sztuką, w komunikacji, opowiadaniu o niej, ale żeby zarobić na zagraniczne studia, zostałam też specjalistką ds. PR. Ja zresztą jestem naturalną, urodzoną pijarowczynią: lubię opowiadać o tym, co mnie kręci, a najpierw znaleźć ciekawy kąt patrzenia na daną rzecz. Mam ogromny talent do poznawania i łączenia ludzi, widzę rzeczy bardzo kreatywnie, umiem zarażać ludzi fajnymi pomysłami. A do tego, kiedy pracowałam z artystami przy Miesiącu Fotografii, zdałam sobie sprawę, że oni przychodzą do mnie po poradę. Zorientowałam się, że choć mogę coś im tam powiedzieć, to nie mam narzędzi, żeby im naprawdę pomóc. I wtedy postanowiłam zostać coachynią czy coachką vel coacherką - skończyłam międzynarodową szkołę coachingową. W tamtym czasie właściwie nikt tego jeszcze nie robił. Pracowałam z artystami, potem zaczęłam wspierać matki. Lubię to. Teraz zajmuję się coachingiem zarówno tym indywidualnym, jak i tym na większą skalę - szkoleniami dla korporacji, NGO, organizacji. Uczę m.in. odwagi, kreatywności, jak pozbyć się syndromu oszustki/ta… generalnie - dobrego życia. Lubię pracować z ludźmi, słuchać ich potrzeb, a jednocześnie umiem ich nakierować na to, czego potrzebują.
JA CIĘ ZNAM OD DZIENNIKARSKIEJ STRONY…
Kiedy dorastałam, w TV leciał „Seks w wielkim mieście” i wszystkie chyba chciałyśmy być jak Carrie Bradshaw. Ja też! Najpierw chciałam pisać o sztuce, bo tym się zajmowałam, ale wylądowałam w działach związanych z przyjemnością - zajmowałam się jedzeniem i gotowaniem, potem przeszłam do pisania o psychologii, zajęłam się seksualnością człowieka. Lubię zgłębiać “mądrą przyjemność” czy człowieka w kontekście psychologicznego konkretu, ale mam też czasem mocno tantryczne podejście do świata.
CO TO ZNACZY?
Tantra mówi, że “tu i teraz” jesteśmy w dwóch sytuacjach w życiu - kiedy czujemy ból albo przyjemność. Lubię być świadoma w życiu i lubię przyjemność. A ponieważ umiem słuchać ludzi i to mi też sprawia przyjemność - zostałam osobą, która robi długie wywiady. To też emanacja mojego dziwnego talentu, który mój przyjaciel prof. Bartek Dobroczyński nazywa „openerem”: czasem zamykam drzwi w taksówce i kierowca opowiada mi nagle całe swoje życie. Podobnie dzieje się w czasie wywiadów - ludzie opowiadają mi rzeczy, o których nie wiedzieli, że chcieliby je komuś opowiedzieć. A wracając do pracy: cały czas doradzam też przemysłowi kreatywnemu, od czasu do czasu zrobię jakąś pijarową robotę, bo najbardziej w życiu nie lubię się nudzić. Mój ADHD-owy umysł ciągle szuka wyzwań.
BRZMI DOBRZE, ALE PEWNIE NIE ZAWSZE TAK JEST.
Pewnie, że nie. Po pierwsze – ja cały czas wymyślam się na nowo i trudno mi powiedzieć o sobie w jednej kategorii - ludzie tego nie ogarniają. No ale tak już mam: wszystkie astrolożki, które w życiu spotkałam, twierdziły, że moim żywiołem będzie zmiana. Niestety, czasem wiąże się z tym brak stabilności finansowej - akurat teraz ją mam, ale nie zawsze tak było. Jeśli masz umysł ADHD-owca i dobrze tego nie ułożysz, nie zadbasz o siebie, możesz też ciągle czuć się wypalona. Bo ADHD-owcy mają – w uproszczeniu - najpierw dużo energii, a potem duży spadek, stupor. Nauka bycia w harmonii ze sobą jest u nas kluczowa - żeby wiedzieć, kiedy podkarmić ukochanego potwora, a kiedy położyć go spać, żeby dał żyć.
TEŻ MAM UMYSŁ ADHD-OWCA I ZAUWAŻYŁAM, ŻE PRACA W CHAOSIE MI NIE SŁUŻY. POTRZEBUJĘ W PRACY SPOKOJU, BO MAM WYSTARCZAJĄCO DUŻO CHAOSU W SOBIE.
Popatrz na moją rękę - mam tutaj wytatuowane słowo “chaos” równymi literami. Bo ja uwielbiam porządkować chaos – swój i innych ludzi, to robię jako trenerka i coach - uziemiam, sprawiam, że jest ogarnięty. Tak naprawdę jestem bardzo poukładana – to ta druga część mojego mózgu, ta z etykietką „autyzm”. Kocham kończyć rzeczy przed deadlinem, właściwie się nie spóźniam. Ale nowe rzeczy mnie intrygują i ja z tego zaraz zrobię albo zawód, albo chociaż artykuł. Nie każdy zamienia wszystko, co go jara, w pracę. Nawet nie umie się czasem zachwycić. A ja lubię dzielić się zachwytem ze światem.
JAK NAPISAĆ KSIĄŻKĘ, KIEDY MASZ UMYSŁ ADHD-OWCA? BO PRZECIEŻ TRZEBA SIĄŚĆ NA TYŁKU I PISAĆ.
Częścią ADHD jest też hiperfokus, więc jak już usiądziesz, to siedzisz. Problem jest raczej z tym, że nie możesz wstać – musisz przypominać sobie, żeby się napić, wysikać, przeciągnąć. Ale moje ADHD jest bardzo spoko, raczej mam z niego dużo funu – np. nie muszę brać leków, żeby się skupić. Mój problem polega bardziej na tym, że napisanie drugiej książki na ten sam temat już mnie średnio interesuje. Że będę szukać czegoś nowego – choćby innego kąta patrzenia. Współczesny świat średnio to lubi, bo liczą się specjalizacje, a mnie nie włożysz do żadnej przegródki. I choć jestem obfitością, galaktyką, wielością – to trudno to sprzedać. A dla ludzi to zarówno inspiracja, jak i wyzwanie. Dla mężczyzn też. No bo ja jestem kreatywnym kobiecym żywiołem, który czasem bywa poukładaną laską, a czasem biednym, zmęczonym króliczkiem.
Mam w sobie zarówno zmienność, jak i stałość, ale tę drugą trzeba u mnie zobaczyć, bo pierwsza zazwyczaj z tym moim rozwianym, szalonym włosem - jest na froncie. Ale jestem stabilną osobą, a na pewno - stabilizującą innych.
CO TAKIEGO W SOBIE MASZ, ŻE LUDZIE SIĘ PRZED TOBĄ OTWIERAJĄ?
Ludzie mi ufają. Wydaje mi się, że w odpowiednim momencie umiem się przymknąć i dać mówić innym. Poza tym jestem ich ciekawa. Ciekawość ratuje świat, a badania mówią, że ludzie, którzy są ciekawi, żyją dłużej w zdrowiu, bo ciągle są tym życiem “podjarani”. Ja jestem ciekawa nawet tego, jak się zestarzeję. Niewielu rzeczy się wstydzę, chętnie opowiadam o sobie i swoich błędach, o swojej zmysłowości też umiem opowiadać, nie mam z tym problemu. Nie boję się mówić o okresie, hemoroidach albo że nie wiem, jak wypełnić zeznanie podatkowe. Zauważyłam, że kiedy się otwierasz, inni też to robią. Odwaga jest zaraźliwa, twierdzi świetna nauczycielka życia, jedna z moich mistrzyń - Brene Brown.
A BOHATERÓW SWOICH WYWIADÓW JAK ZNAJDUJESZ?
Idę gdzieś, usłyszę jakieś zdanie, ktoś mi coś powie. Przyjaciółka mówi - masz telefon do tego i tego, on ma coś ciekawego do powiedzenia. Poznaję ludzi i nagle się okazuje, że ten ktoś ma historię, którą chciałby opowiedzieć. Po prostu żyję i jestem ciekawa. Czasem wystarczą mi trzy zdania, żeby poczuć, że ktoś ma coś do powiedzenia, więc postanawiam go przepytać.
Z PAWŁEM GOŹLIŃSKIM NAPISALIŚCIE KSIĄŻKĘ “SZTUKA MĘSKOŚCI, CZYLI JAK NIE BYĆ CHU*EM”. SKĄD POMYSŁ?
Zorientowałam się, że egzystując w świecie kobiet właściwie nie mam dostępu do męskiego świata. I zainteresowałam się nim niczym inną planetą. Wiesz, bo ja nie wiem, jak to jest być moim czy czyimś ojcem, czy też moimi męskimi przyjaciółmi, jak to jest być facetem. Zawsze uważałam, że z mężczyznami “tak pięknie się różnimy”, ale przez pewien czas uważałam też – i teraz się do tego przyznaję - że męskość jest gorsza. Dlaczego? Bo wojny, władza, dziwny testosteron, przemoc – to wszystko mi się z nią skleiło. Pracując nad książką dowiedziałam się zaskakujących rzeczy: np. że te wszystkie dziwne męskie wybryki są związane z niskim, a nie wysokim testosteronem. Wysoki testosteron jest odpowiedzialny za opiekuńczość, a niski testosteron tworzy nam agresywnego kibica z Żylety.
Ale “męskość” jest trochę tabu - mężczyźni o sobie nie mówią, aktualnie kultura nie wydaje się nimi zainteresowana. – przez co czują się pominięci, choć tak, oczywiście wiem, że nadal trzymają władzę i złoszczą się w brzydki sposób. Ale ja po prostu chciałam się dowiedzieć, co się w kryje męskich sercach, jaźniach czy duszach, bo nie wyobrażam sobie tego świata bez współpracy kobiet i mężczyzn, współdziałania. Zaczęłam więc robić wywiady do gazet, spotykać się z nimi i rozmawiać na ważne tematy, zadawać pytania i pisać książkę. Inaczej nie umiem – z osobistego dylematu zrobiłam książkę… A sytuacja wygląda tak: kiedy kobiety zaczęły swoją przemianę, nie miały nic, za to miały wszystko do wygrania. Mężczyznom za to wydaje się, że mogą wszystko stracić – nawet to, czego nie mają. A mnie naprawdę zależy na dogadaniu się. Chciałabym, żeby moje koleżanki nie kłóciły się ze swoimi chłopakami, żeby na Tinderze było wszystkim łatwiej. Żebyśmy nie podchodzili do siebie z wysoko podniesioną gardą, zestawem stereotypów, lęków uprzedzeń i pretensji. Żebyśmy byli siebie ciekawi i na siebie otwarci… Pewnie przemawia przeze mnie ADHD-owy idealizm.
CZEGO SIĘ DOWIEDZIAŁAŚ?
Zobaczyłam, że wykluczenie spotyka też mężczyzn. Że oni też potrzebują wzmocnienia. Wydawałoby się, że idą przez kapitalizm jako zwycięzcy, a to nieprawda. Ten system w którym żyjemy, mimo że stworzony przez garstkę mężczyzn przy władzy - dla nich też jest opresyjny. My kobiety mamy wobec nich te mityczne wyobrażenia, że oni wszystko ogarną, wiedzą, potrafią – które przez lata sami budowali i próbowali im sprostać - a oni też są “tylko” ludźmi. Sporo się dowiedziałam o męskim zdrowiu, hormonach. W męskości jest też sporo o władzy, sile. Ja np. nie mam genu współzawodnictwa, a mężczyźni często potrzebują brać udział w konkursie. Mają w ciele dużo energii, którą potrzebują wyładować. Emocje przetwarzają przez wysiłek, seks. Mężczyzna po kłótni często potrzebuje seksu, bo w ten sposób rozładowuje emocje, a kobiety tego nie rozumieją, bo… mają inaczej. Nasze gospodarki hormonalne się różnią. I jeśli nie opowiemy sobie tych historii, tego „ja mam tak, a ja mam tak” będziemy mieli ciągłe nieporozumienia. „Bo ty mnie nie rozumiesz!”.
SKĄD SIĘ BIERZE TWOJA ODWAGA DO ROBIENIA RZECZY? MASZ TAK OD ZAWSZE, CZY SIĘ TEGO NAUCZYŁAŚ?
Wychowywałam się w domu, gdzie było mnóstwo książek, ale brakowało podróży. Mogliśmy z braćmi czytać o świecie, ale nie doświadczaliśmy go. A ja chciałam wszystko „zeżreć”, wszędzie pojechać, mieć romanse, doświadczać wszystkich smaków życia, ale moja ukochana mama jest lękową osobą. Taki ktoś albo wyprodukuje kogoś na swoje podobieństwo, albo przeciwnie – kogoś przeciwnego. I ja jestem z tego drugiego rozdania. Żeby nie było – boję się ludzi. Na przyjęciu ogarnia mnie panika, a wszyscy mnie uważają za najbardziej towarzyską osobę świata. Najgorszą sytuacją dla mnie jest to, że podejdzie ktoś, z kim nie będę umiała albo nie będę chciała rozmawiać, więc żeby temu zaradzić, zmuszam się i podchodzę ja. I z tego zrobiłam taką umiejętność, tak to oswoiłam, że … stałam się towarzyska. Ale w small talk nadal nie umiem.
DUŻO RAZY SIĘ PRZEPROWADZAŁAŚ.
Jak już ci powiedziałam, moja mama nie lubiła nigdzie jeździć, ojciec był za to ciekawy życia. Na półkach z książkami te wszystkie światy do podbicia. Książki spowodowały, że potrafiłam się spakować i z 300 funtami w kieszeni pojechać w ciemno na studia do Londynu, nie mając tam nawet załatwionego noclegu na pierwszą noc. Mam też w sobie taką wiarę, że będzie dobrze – może to naiwność? W ten sam sposób wylądowałam w NY. „Jakoś się załatwi, ludzie pomogą”. I pomogli. Jak mi na czymś zależy, potrafię zamknąć oczy i oddać się w ręce wszechświata, licząc na „uprzejmość nieznajomych” i na to, że jestem dobrą osobą dla innych, więc to się zwróci. I się zwraca. Mnóstwo mi dały te podróże, mieszkanie w innych częściach świata, bo jak coś takiego przeżyjesz, wiesz, że z wieloma rzeczami sobie poradzisz.
JESTEŚ Z PODKARPACIA, MIESZKAŁAŚ W WARSZAWIE I KRAKOWIE. CIEKAWI MNIE, JAK PATRZYSZ NA TE MIASTA.
Kraków lubię, ale w pewnym momencie, 15 lat temu zrozumiałam, że tu nie ma perspektyw i nie da się “nażyć”. Więc przeprowadziłam się do Warszawy. Aż w pewnym momencie poczułam, że z kolei tempo tego miasta mi nie odpowiada, że cały czas czuję się “przekofeinowana”. Że jest za szybko, że to nie te rodzaje więzi, które lubię, że spotkania trwają 45 minut i są umawiane 3 tygodnie wcześniej, a ludzie i tak się spóźniają. Wróciłam do Krakowa i… poczułam ulgę. Kraków to jedna z moich ulubionych kapsuł deprywacyjnych. Jest takie hasło sprzed lat, które reklamowało naszą Galicję: “Kraków - tu mamy czas”. I coś w tym jest. Mamy inne wartości. I może nie jesteśmy startupową stolicą niczego, ale poziom ogólnej życiowej szczęśliwości mamy chyba większy. Choć lubię pojechać do Warszawy i sobie ją “poćpać” przez trzy dni. Nie rozumiem, dlaczego Warszawa i Kraków się nie lubią. Ale muszę przyznać, że te wszystkie rzeczy, które mówią o Krakowie są prawdą.
JA ZNAM TAKIE, ŻE W KRAKOWIE JEST “DUSZNO”.
Tutaj się plotkuje, ludzie są zazdrośni o sukcesy, knują intrygi, pamiętają krzywdy do czwartego pokolenia wstecz. Ale i tak wolę być tutaj - z powodów estetycznych, tempa życia, głębi więzi. Tu w 30 minut jestem za miastem, a w 6 - w parku. Warszawę kocham za modernizm i postmodernizm, za tę ciągłą umiejętność odbudowywania się i pisania na nowo. Nie lubię za trendy, które wyprzedzają NY i kolejki za poziomkówką czy kolejną jagodzianką za 59 zł. Kraków bywa nadal przepięknie, ponadczasowo spóźniony. Tutaj wciąż można się napić spalonej kawy jak z 1998 roku lub jak w barze w małym miasteczku we Włoszech. I ja to lubię, bo daje mi to poczucie osadzenia. Czuję się tutaj bezpiecznie.
UBRANIE TO DLA CIEBIE WAŻNA RZECZ?
Im jestem starsza, tym bardziej ekstrawagancka. Ubieram się w second handach, po przyjaciółkach, nie znoszę centrów handlowych. Dobry ciuch poprawia humor, wyraża nas, kroczy przed nami. Jest środkiem komunikacji.
A CO LUBISZ W RISKU?
Rozmiary – ja tam noszę czasem S-kę! I to, że mój duży biust czuje się uznany. I jeszcze to, że szyją w polskich szwalniach. Wzrusza mnie, kiedy widzę, jak reanimuje się pracę dla kobiet w miastach, które niegdyś były skupione na modzie, a teraz nie wytrzymują kapitalizmu. Uwielbiam też cudowne właścicielki.
CO FAJNEGO ZROBIŁAŚ W UBRANIACH RISKA?
Premierę książki „Sztuka męskości. Jak nie być chu*em”! Tygodniami kobiety pytały mnie potem, gdzie kupiłam kombinezon Raj w różowej panterze.
Z CZYM CI SIĘ KOJARZY?
Z Warszawą. Tą fajną.
NA CZYM POLEGA TWOJA EKSTRAWAGANCJA?
Coraz bardziej lubię kolory, duże okulary i dziwne ciuchy. Czasem mam taki dzień, że lubię się schować, ale im bardziej jestem po 40., tym bardziej chcę się bawić i wyrażać. Ale lubię też, żeby ciuch był wygodny i żeby była w nim nonszalancja. Mam w sobie skłonność do stylu drag queen, od czasu do czasu mogłabym założyć bardziej szaloną suknię i niebotyczne obcasy. Niezbyt dobrze wyglądam w ikonicznym zestawie - w białym podkoszulku i dżinsach, choć bardzo bym chciała... Po prostu im coś jest dziwniejsze, tym lepiej na mnie leży.
LUBISZ EPATOWAĆ TĄ SZALONĄ KOBIECOŚCIĄ?
Nie do końca, bo to zwraca uwagę. A wiesz… ja się dopiero po czterdziestce zorientowałam, że mam duży biust! Ale wg ulubionej zasady coachingowej: “mam co mam i muszę tym zarządzać” - wchodzę w tę moją klepsydrę. Choć gdybym mogła, ubierałabym się “po chłopacku”. Dla mnie tak ubrane kobiety są atrakcyjne. Mam takie wrażenie, że baba z dużym biustem kojarzy się jako głupia, obiekt. Dlatego przez lata nie chciałam go podkreślać.
ALE NIE MASZ TAK, ŻE LUBISZ SIĘ ZROBIĆ NA SUPER LASKĘ I POCHWALIĆ UMYSŁEM?
Uwielbiam, ale mężczyźni boją się mnie wtedy trzy razy bardziej niż zwykle. Choć nie południowcy. Dla nich jestem zwykła i normalna. Np. Włochy czy Hiszpania to jedne z tych miejsc, gdzie nie czuję się nadmiarowa.
CO DO CIEBIE PRZYSZŁO Z DOJRZAŁOŚCIĄ?
Mam więcej spokoju w głowie, więcej miłości do siebie, więcej “fuck it”, uznania dla tego, co stałe, a nie zmienne. Potrzebuję osadzenia, ale też czuję, że muszę się nażyć, bo czas ucieka. Ale to też oznacza, że cenię długotrwałe przyjaźnie, intymność i bliskość, mniej szampana, którego chyba nie lubię, poza tym od jakiegoś czasu w ogóle właściwie nie piję… za to w moim życiu jest więcej stateczności, natury. Mniej muszę, więcej mogę. Mogę się dziwnie ubrać i będę szczęśliwa.
CZEGOŚ CI BRAKUJE?
Miłości. A to dziwne, bo myślałam, że zbuduję swoje życie na miłości. Miałam jeden długi i piękny związek, dużo intrygujących krótszych, a teraz brakuje mi mądrego partnerstwa i żeby ktoś odwiózł za mnie auto do mechanika, wsparł mnie radą, żebym nie musiała podejmować wszystkich decyzji sama… Brakuje mi tego, choć na co dzień mam wokół siebie dużo miłości rodzinnej i przyjacielskiej. Nie zrozum mnie źle, ja też miałam wspaniały okres sama ze sobą, jestem perfekcyjną singielką: świetna w wymyślaniu świata, rozrywek, samodzielnych podróży, kocham poznawać nowe osoby, ale chciałabym już, żeby ktoś mi przyniósł coś z nie mojego świata. Żebym mogła się z tym kimś pokłócić, nie zgodzić, wkurzyć. Żebym miała dostęp do innej odmiany człowieka. Do kontrastu, który sprawi, że być może zacznę inaczej myśleć o świecie. Mam wrażenie, że wtedy się z nim jeszcze pełniej ułożę i jeszcze bardziej ukorzenię. Czy to wstyd mówić takie rzeczy?
DLACZEGO?
Ludzie boją się powiedzieć, że pragną miłości. Bo się wtedy wygląda na niespełnioną? Myślę, że teraz bym też umiała fajnie z kimś być. Wcześniej byłam nastawiona mocno na siebie, a męskość uważałam za zagrażającą. Teraz się z nią poukładałam, jestem na nią otwarta. Na pewno jestem o wiele bardziej skłonna do kompromisu. Wcześniej w swojej zaciętości i lęku, że związek mi coś zabierze, mogłam być nieprzyjemna. Ale dzisiaj już nie, już mam przestrzeń i ochotę oraz to podejrzane w Polsce lubienie samej siebie, które dużo załatwia!
Zobacz kolekcję >>
ZDJĘCIA: Alicja Wesołowska
WYWIAD: Anna Rączkowska
STYLIZACJA: Magda Rażniewska
PRODUKCJA: Paulina Gorzkowska