UBRANIE JEST DLA CIEBIE WAŻNE?
Myślę, że tak, zdecydowanie to, co założę, zależy od okoliczności i nastroju - otwieram szafę i zastanawiam się, na co dzisiaj mam ochotę. Czasem chcę być bardziej kobieca i chodzić w małych sukienkach, a czasem liczą się tylko dżinsy i koszulka. Lubię kupować ubrania, szczególnie używane. Mam ich dużo, pewnie za dużo. Inaczej się ubieram, gdy idę grać, a inaczej, gdy idę na sesję zdjęciową.
JAK WYGLĄDASZ, KIEDY JESTEŚ DIDŻEJKĄ?
Granie pozwala mi na większe pole manewru. Gram solo, ale też w kolektywnie LuzMaryja, w którym zazwyczaj przebieramy się w bardziej kontrowersyjne stroje. Zazwyczaj zakładam to, czego nie noszę na co dzień i bardziej zdecydowane rzeczy o ciekawych krojach, zestawiam ubrania, które teoretycznie mogłyby do siebie nie pasować. Lubię ten moment przygotowań, kiedy przymierzam różne rzeczy, maluję się i jestem podekscytowana wyjściem. Nie odtwarzam rzeczy, które widzę, nie sugeruję się modą, tylko tym, w czym aktualnie dobrze się czuję i co mi się podoba. Chcę, żeby sceniczne ciuchy różniły się od tego, co noszę na co dzień. Bo to jest moje alter ego didżejskie i ono ma swoją emanację.
CO PODOBA CI SIĘ W RISKU? CO SOBIE WYBRAŁAŚ I DLACZEGO?
Wybrałam sobie dwie stylówki - jedna bardziej kobieca, wyjściowa, tak mogłabym wyjść np. na granie - szara sukienka z rozcięciami. Druga wygodna, luźniejsza, idealna do pracy czy na chłodniejsze jesienne dni czy wieczory - czarny welurowy dres. Lubię w Risku jakościowe, miłe dla ciała materiały. Z tego, co już widziałam w jesiennej kolekcji, podobają mi się sukienki, czarne szerokie spodnie i ołówkowa spódnica. Coś na każdą okazję.
DIDŻEJKA, FOTOGRAFKA – KAŻDE Z TYCH ZAJĘĆ WYMAGA OD CIEBIE INNEJ OSOBOWOŚCI.
Ale każda z tych osobowości to dalej ja. Choć na scenie jestem kimś innym, niż kiedy fotografuję.
NA SCENIE - ODWAŻNA, KONTROWERSYJNA…
Lubię grać i czuć, że muzyka płynie ode mnie do ludzi, oni tańczą, a ja ich prowadzę. Jest między nami cyrkulacja. W czasie sesji najważniejszą dla mnie osobą jest ta, którą fotografuję.
JAK SIĘ WTEDY UBIERASZ?
Dżinsy, koszulka, krótkie spodenki i T-shirt. Wygodna sukienka. Wygoda jest najważniejsza. Potrzebuję jej, bo często żeby zrobić dobre zdjęcie kładę się na ziemi czy wspinam gdzieś wyżej. Luźniejszy strój daje mi swobodę ruchu. Kiedy fotografuję ludzi, moim celem jest, aby osoba fotografowana czuła się dobrze i bezpiecznie. Przy sesjach intymnych, kobiecych, wzmacniających kluczowe są emocje, zaufanie i komfort. Piękne jest to, jak kobieta fotografowana rozkwita z każdym kolejnym zdjęciem. Co do pomysłu i klimatu - przed obiektywem zaczyna dziać się magia, kiedy łączymy wizje. Różnica w intencjach jest taka, że kiedy gram, przedstawiam swoją muzyczną wizję i kieruję tłumem, a kiedy fotografuję, jestem ciekawa drugiej osoby. Ten kontakt jest bardziej intymny, bo otwieram się na energetyczny dialog. Czasami osoba fotografowana wychodzi z sesji jak po terapii - wzmocniona, z nową energią i motywacją do zmian. Zdjęcia mogą mieć terapeutyczną moc, dlatego psychologowie wysyłają do mnie kobiety w każdym wieku - bo mają kompleksy związane z ciałem, nie wierzą w siebie. Dzięki takim zdjęciom mogą spojrzeć na siebie na nowo, z boku i często podoba im się to, co widzą. Wychodzą z tych sesji podbudowane, a czasem słyszę, że zmieniło im to życie. Kobiety w Polsce są często zakompleksione, nie wierzą w siebie, nie czują się dobrze w swoich ciałach. Boją się indywidualności, wolą kopiować, kryć się za czyimś stylem. A ja chcę im pokazać, że są piękne i wspaniałe.
JAK MYŚLISZ, DLACZEGO JESTEŚMY BARDZIEJ ZAKOMPLEKSIONE NIŻ NP. NIEMKI CZY FRANCUZKI?
Przez wiele lat przykład szedł od matek, których w większości życiową misją był dom, sprzątanie i ciężka harówka. Brakowało obrazu kobiety, która poza tym, że jest “maszyną do ogarniania wszystkiego i kobietą umęczoną”, ma jeszcze swoje “coś” i się dobrze w tym czuje. Przez wiele lat kobiety były wychowywane do rodziny, do bycia opiekunkami. I to, że mamy takie instynkty jest oczywiście ok, ale chodzi o to, żeby zachować balans. Kościół też robi swoje, kiedy mówi, że ciało jest czymś złym, bo programuje w nas wstyd. To się oczywiście zmienia, ale wciąż jest obecne. Można nie chodzić do kościoła, a te wartości i tak są zakorzenione w naszej kulturze. Rodzice się przy nas nie rozbierają, matki wstydzą się córek, kobiety wstydzą się siebie nawzajem pod prysznicem na basenie. Matki nie pokazują nam, że ciało jest ok. Ogromny wpływ mają na nas media, bo narzucają, jak powinniśmy wyglądać, jaka sylwetka jest ok, ciało i jego aktualne proporcje jako „sezonowa moda”. Był czas “heroin chic”, body positive, dużych pup, potem koło zatacza, bo znowu wkracza anorektyczna chudość. A gdzie w tym normalny człowiek? Naprawdę można poczuć się ze sobą źle, bo to gonienie za jakąś iluzją. Młodsze pokolenie dostaje krzywdzące wzorce z tik toka. Kiedyś pracowałam w Fundacji Tańca i pamiętam, jak fascynowali mnie tancerze, bo mają niesamowity kontakt z ciałem - ono jest przedłużeniem ich emocji. A my jesteśmy często od swojego ciała odcięte, mamy wdrukowany wstyd i poczucie winy, a też przez niezaopiekowane traumy - dysocjacje w ciele i dlatego łatwiej nam szukać gotowych rozwiązań niż wejść w siebie, zrobić porządek, wywalić ten gruz i kamienie, zaakceptować siebie i docenić swoją indywidualność. To mniej przyjemna droga, ale jednak skuteczna, bo piękno i akceptacja idzie od wewnątrz. Jesteśmy różne i to jest wspaniałe!
W JAKI SPOSÓB Z TYM PRACOWAŁAŚ?
Na terapii, zajęciach tanecznych, ale też w czasie sesji fotograficznych dużo nauczyłam się o kobiecości. Mam kilka ważnych kobiet w swoim życiu, które dają mi siłę i mnie inspirują. Bycie matką to też zmiana i wyzwanie - nauka odpowiedzialności za kogoś. Mam dwie córki, chcę, żeby żyły w zgodzie ze sobą. Staram się dać im to, czego mi brakowało - dobrą relację ze sobą samym.
ROBISZ ZDJĘCIA, GRASZ JAKO DIDŻEJKA, WIDZIAŁAM, ŻE ORGANIZUJESZ TEŻ ĆWICZENIA DLA KOBIET.
Mam to w planach. Do tej pory prowadziłam medytację ruchową, czy warsztaty Muzyczne Ciało z Agą Kozak, na których pokazywałyśmy ludziom, jak czuć muzykę ciałem. Premiera miała miejsce na festiwalu Unsound i Audioriver. Od dziecka dużo się ruszam, chodziłam na różne taneczne zajęcia, kilka lat pole dance, taniec współczesny, Gaga, taniec improwizacja, vogueing, oczywiście nie licząc tysięcy godzin spędzonych na klubowych parkietach. Ruch działa na mnie terapeutycznie i od dawna myślę o “moim aerobiku”. Chciałabym podsumować w tych ćwiczeniach wszystkie rodzaje ruchu, których się w życiu nauczyłam, zrobić coś autorskiego. I żeby to było dla kobiet 30, 40, 50 plus, ale bez napinki i szpagatów. Chcę pokazać, że ruch może być fajny, może regulować nasze emocje, pomagać w lepszym życiu. Często o tym zapominamy. Kiedy się długo nie ruszam, od razu wpadam w doły.
ROBIŁAŚ W ŻYCIU DUŻO RÓŻNYCH RZECZY…
Prowadziłam kawiarnię My’o’My, knajpę My’o’Tai, pracowałam w agencji koncertowej, prowadziłam Klub Muzyczny 55 w Pałacu Kultury, organizowałam festiwale, ale powoli stawiam sobie granice, jeśli chodzi o ilość rzeczy, w które chcę się wpakować, bo wiem, jak cenna jest energia. Muszę też zarabiać, a czas się kurczy. Czuję, że teraz powinnam postawić na mniej, za to mocniej z tego czerpać. Nie chcę się rozmieniać na drobne. Brałam się w życiu za różne projekty, przy których serce mi płonęło z pasji, nauczyłam się na nich sporo. Teraz czas skupić energię na celach, które przyniosą odpowiednie zabezpieczenie finansowe. W tej chwili głównie gram i robię zdjęcia.
JESTEŚ RYZYKANTKĄ?
Ryzyko jest wpisane w to, co robię, bo wciąż zajmuję się nowymi rzeczami, czasem od zera. Wiele razy zaczynałam coś, czego jeszcze w tym mieście nie było, a z takimi ruchami nigdy nie wiadomo, czy spodoba się ludziom, czy nie. Kiedy zaczynałam grać z koleżankami w 2001 roku, prawie nie było prawie didżejek, didżejowanie było bardziej męską domeną. I oni wcale nie chcieli nas przyjąć. Ale się uparłyśmy. Gram już kawał czasu. Teraz jest inaczej, bo grających dziewczyn jest dużo, ale wtedy to wymagało odwagi.
Ryzykiem było otwarcie kawiarni z przyjaciółką, potem restauracji. Ale chyba to lubię, bo “gdzie nie ma ryzyka, tam nie ma rozwoju”. Ryzykuję, kiedy robię sesje z ludźmi, których nie znam. Wchodzę do ich domów, poznaję ich. Albo kiedy robię swoje projekty artystyczne, bo wtedy się obnażam. Ekscytuje mnie to, czuję adrenalinę. Lubię zmiany. Przez prawie dwa lata miałam pop up studio na Nowym Świecie. To jedna z piękniejszych przygód, jakie wydarzyły się w moim życiu. Miałam być dwa miesiące, zostałam prawie dwa lata. To było miejsce do sesji, pracy, spotkań, warsztatów i wystaw. Dawało mi stabilność. Brakuje mi tego. Dużo się tam nauczyłam, o sobie również. A teraz znowu jestem w momencie transformacji, ciekawa, co się wydarzy. Energię czerpię z ruchu. Kiedyś poszłam z tym do psychologa - że nie mogę się skupić, gubię myśli - akurat wtedy nic nie robiłam. I pani psycholog powiedziała, że są ludzie, którzy potrzebują ruchu, bo dopiero wtedy dobrze im działa mózg. Lubią natłok rzeczy, dobrze się odnajdują w takich momentach. Ja skupiam się najlepiej, kiedy jest dużo do załatwienia. Może to uspokoi ludzi podobnych do mnie - to jest OK.
JAK SIĘ CZUJESZ JAKO MODELKA, PO DRUGIEJ STRONIE APARATU?
Teraz już ok, kiedyś mnie to krępowało. Robiłyśmy sobie nawzajem z koleżankami fotografkami takie sesje / zdjęcia, żeby zobaczyć, jak jest z drugiej strony. A ponieważ się lubimy i sobie ufamy, mogłyśmy się powygłupiać i poczuć komfortowo. Chyba dzięki temu też nauczyłam się być po drugiej stronie.
KIEDYŚ KOBIETY W NASZYM WIEKU TO BYŁY PANIE. JA SIĘ NIĄ NIE CZUJĘ. A TY?
Też nie czuję się jeszcze “panią”. Mam 47 lat, teoretycznie sporo, ale w głowie chyba z 30. Dalej jestem pełna energii, ciekawa świata, pełna ekscytacji i chęci do nauki. Jestem wyznawczynią tezy, że masz tyle lat, na ile się czujesz. Paradoksalnie - im jestem starsza, tym mniej mam kompleksów, lubię swoje ciało i dobrze się w nim czuję. Zainspirowało mnie kiedyś, co powiedziała Jane Fonda: “Życie to wspinanie się po drabinie. Cały czas idziesz ku górze, uczysz się nowych rzeczy, rozwijasz, nie schodzisz w dół”. A kiedyś była tylko młodość i starość. I jakaś szara strefa pośrodku.
ALE WSPÓŁCZESNE KOBIETY JUŻ SIĘ NA TO NIE GODZĄ. BARDZO MI SIĘ PODOBAJĄ TE WSZYSTKIE DOJRZAŁOŚCIOWE INFLUENCERKI, KTÓRE POKAZUJĄ DZIEWCZYNOM, ŻE JAK MASZ 40 PLUS TO JESZCZE NIE KONIEC ŚWIATA.
Możesz robić wszystko - zacząć od nowa, realizować się, podróżować, zarabiać, wymyślić biznes. Nawet dzieci możesz jeszcze mieć. A te wszystkie blokady zafundowała nam kultura. I przeszłość. Teraz wszystko się zmienia i daje nam możliwości. A my możemy się rozwijać.
JJEDNAK ŚWIAT KLUBOWY TO ŚWIAT LUDZI MŁODYCH.
Tak, ale też nie wszędzie. W Berlinie głównie bawią się ludzie między 30 a 60 rokiem życia. W Polsce większość to ludzie 20 - 30 lat. Tu jest inna kultura - trochę się to zmienia, ale kiedyś “uważano”, że do klubu chodzi się, kiedy jest się młodym, a potem ślub, dzieci, drzewo i dom. Ja uwielbiam słuchać muzyki i tańczyć. Teraz chodzę do klubów głównie jak gram, a kiedy chcę iść się pobawić, musi grać ktoś, kogo jestem ciekawa posłuchać. W rave’owej kulturze jestem od lat, wiele przeżyłam. Tam się niewiele zmienia.
JESTEŚ WARSZAWIANKĄ, DOŚWIADCZYŁAŚ MIASTA.
Wychowywałam się na Boernerowie, w domkach pod lasem. To takie miejsce za Bemowem. Chodziłam po lesie, wspinałam się po drzewach z chłopakami. Lubiłam biegać po ulicy i trudno było mnie utrzymać w domu. Pamiętam jak w sukience komunijnej poszłam bujać się na oponie w lesie, ta się urwała i wylądowałam w błocie. Mama nie była zachwycona. To miasto mnie wychowało, dało mi możliwość rozwoju.
Podoba mi się, że Warszawa jest coraz bardziej “multi-kulti”, stała się fajną, europejską stolicą. Uwielbiam ruch, zmianę, środowisko wielonarodowe. Zawsze czułam się bardziej jak obywatelka świata niż Polski. Poznałam tu tysiące osób, mam znajomych z rozmaitych baniek. W Warszawie nie ma stagnacji, jest coraz ładniej, coraz bardziej tolerancyjnie. Można się napić dobrej kawy w Coffedesk, w Relaksie, na Fabrycznej. Niech to trwa!
Zobacz kolekcję >>
ZDJĘCIA: Alicja Wesołowska
WYWIAD: Anna Rączkowska
STYLIZACJA: Magda Rażniewska
PRODUKCJA: Paulina Gorzkowska